Wywiadu udziela Beata Drzazga
W świecie biznesu często mówi się, że samotność to nieodłączna towarzyszka lidera. Beata Drzazga, przedsiębiorczyni i twórczyni wielu marek, przekonuje jednak, że siła lidera nie musi tkwić w samotnym podejmowaniu decyzji, lecz w umiejętnym budowaniu zespołu i otwartym dialogu. W rozmowie opowiada o tym, jak łączy twarde dane z wewnętrznym wyczuciem, dlaczego wierzy w moc „burzy mózgów” i jak stworzyła wokół siebie krąg zaufanych doradców, którzy nie boją się mówić prawdy.

Wielu przedsiębiorców w kontekście zarządzania firmą przyznaje, że często towarzyszy im poczucie samotności. Czy w Pani doświadczeniu bycie liderem to także bycie samotnym, szczególnie przy podejmowaniu kluczowych decyzji?
Beata Drzazga: Samotność w prowadzeniu firmy jest czymś naturalnym – im większa firma, tym bardziej można ją odczuwać. Przedsiębiorca, który nie uczestniczy w konferencjach, spotkaniach branżowych, klubach przedsiębiorczości czy organizacjach biznesowych, często zostaje sam ze swoimi wyzwaniami i problemami. A przecież wszyscy wiemy, że prowadzenie firmy oznacza odpowiedzialność od A do Z, także za podejmowanie kluczowych decyzji – nie wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę, jakie jest to trudne.
Ja jednak nigdy nie czułam się zupełnie osamotniona w tym procesie. Od początku w swoich firmach budowałam kulturę otwartości i dialogu. Jestem zwolenniczką „burzy mózgów” – regularnych spotkań z dyrektorami i kierownikami wszystkich działów, na których każdy może wyrazić swoje zdanie. Prosiłam wręcz, by mówili szczerze, nawet jeśli mają inne spojrzenie niż ja. Często to właśnie te odmienne opinie otwierały mi oczy na potencjalne zagrożenia.
Ostateczna decyzja zawsze należała do mnie – taka jest rola lidera. Ale kiedy podejmowałam ją po wysłuchaniu całego zespołu, miałam poczucie, że to najlepszy możliwy wybór na dany moment. Nigdy nie ma decyzji idealnych, jednak świadomość, że podejmowałam je po dyskusji z innymi, dawała mi spokój.
Czyli od początku była Pani liderem zespołu, a nie „samotnym decydentem”?
Beata Drzazga: Zdecydowanie tak. Nigdy nie zamykałam się w czterech ścianach, by samodzielnie rozstrzygać każdy temat. Świadomie otaczałam się menedżerami i dyrektorami, którzy mieli być moimi partnerami do dyskusji, a nie tylko wykonawcami poleceń. To właśnie oni pozwalali mi analizować sprawy z różnych perspektyw i wspierali w wypracowywaniu najlepszych rozwiązań.
A jak udało się Pani stworzyć taki „krąg doradców”, którzy nie boją się mówić prawdy, a jednocześnie respektują Pani rolę jako lidera?
Beata Drzazga: To zaczyna się już w procesie rekrutacji. Od pierwszych rozmów jasno komunikowałam, że zależy mi na ludziach nie tylko kompetentnych, ale też taktownych, żyjących zgodnie z pewnymi wartościami, pewnych siebie i mądrych. Tłumaczyłam, że oczekuję, by „rozwijali skrzydła” – dzielili się swoją wiedzą i doświadczeniem, zgłaszali pomysły, szukali rozwiązań, jeśli widzą lepsze. Od razu także dawałam im poczucie bezpieczeństwa – wiedzieli, że szczerość jest u mnie wartością, a wyrażenie własnego zdania nie skończy się utratą pracy tylko dlatego, że ich pomysł różni się od mojego. To sprawiało, że menedżerowie czuli się swobodnie, a ja mogłam korzystać z ich mądrości. Bo przecież nikt z nas nie wie wszystkiego – sukces firmy jest wynikiem wspólnej pracy i odwagi, by mówić to, co się myśli.
Pani Prezes, często mówi się, że liderzy biznesu swoje decyzje opierają nie tylko na danych i analizach, ale także na intuicji. Jak Pani rozumie to pojęcie? Czy intuicja w biznesie jest realnym, wartościowym narzędziem?
Beata Drzazga: Jeszcze kilkanaście lat temu wiele osób podchodziło do słowa „intuicja” z pewnym dystansem, wręcz kpiono z niego. Uważano, że liczą się wyłącznie twarde dane, analizy, wskaźniki. Oczywiście – to absolutna podstawa, bez tego nie można zarządzać firmą odpowiedzialnie. Ale dziś coraz bardziej doceniamy fakt, że oprócz tych danych człowiek ma także coś, co nazywamy wyczuciem. I to jest ogromny dar.
Nie można iść w skrajności – nie wolno opierać biznesu wyłącznie na intuicji, bo to byłoby działanie „na luzie”, bez fundamentu. Ale idealny model to łączenie obu perspektyw – twardych faktów i tego wewnętrznego wyczucia. Dane podpowiadają kierunki, pokazują trendy, a intuicja daje impuls: „to będzie dobre dla firmy, tu jest potencjał”. Dzięki temu można zobaczyć coś, czego same liczby nie pokażą.
Mówimy tu o takim wyczuciu rynku?
Beata Drzazga: Dokładnie. Wyczuciu biznesowym, które pozwala „złapać” kierunek, zanim stanie się on oczywisty. Widzimy, że rynek zaczyna skręcać w jakąś stronę – i wtedy myślimy: „może warto kupić coś wcześniej, zainwestować, rozwinąć nowy obszar”. To właśnie jest intuicja – to wewnętrzne „czuję, że to będzie dobre”, które idzie obok analityki, a czasem wyprzedza tabele i raporty.
Czy w Pani karierze były momenty, gdy dane podpowiadały jedno, a serce coś innego – i zaufała Pani temu wewnętrznemu głosowi?
Beata Drzazga: Oczywiście. Zdarzało się, że podejmowałam decyzje, w których nie było jeszcze mocnych „twardych” argumentów. Na przykład startowaliśmy w konkursach czy projektach, które na pierwszy rzut oka nie dawały szybkiej, wymiernej korzyści finansowej. Ale czułam, że to jest ważne dla firmy – dla naszego wizerunku, dla budowania pozycji, dla wzmocnienia zespołu.
Czasem inwestowałam w inicjatywy, które wymagały odwagi i trochę zaufania do własnego przeczucia. To właśnie ten miks – analiza plus intuicja – sprawił, że firma wielokrotnie na tym zyskiwała.
Mówi Pani o decyzjach i trudnych wyborach. Wielu przedsiębiorców paraliżuje lęk przed podjęciem złej decyzji. Jak można nauczyć się go oswajać?
Beata Drzazga: Każda osoba, która chce prowadzić firmę, musi mieć świadomość, że będzie popełniać błędy. I to jest w porządku. Mówi się, że nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi – i coś w tym jest. Widzę, że dziś wielu 20- czy 30-latków boi się cokolwiek zrobić. Analizują, rozpisują scenariusze, myślą tak długo, że w końcu… nie robią nic. A to najgorsze, co może być. Trzeba pomyśleć, przeanalizować – ale w pewnym momencie po prostu ruszyć. Firma to codzienne rozwiązywanie zadań, mniejszych i większych. Biznes to nauka działania w biegu. Tego nie nauczysz się z książek – tylko w praktyce.
Czy przedsiębiorczość wymaga czasem ryzyka?
Beata Drzazga: Na pewno wymaga świadomości, że ryzyko jest wpisane w prowadzenie firmy. Nigdy nie masz pewności, że to, co wymyśliłeś, spodoba się ludziom – dlatego trzeba sprawdzać pomysły małymi krokami. Wypuszczać je w małej skali, testować, poprawiać. I często okazuje się, że firma, którą otworzyłeś z jedną wizją, rozwija się w zupełnie innym, ale bardzo ciekawym kierunku.
Czyli mniej analizowania, więcej działania?
Beata Drzazga: Dokładnie. Trzeba znaleźć balans – pomyśleć, przygotować się, ale nie analizować tak długo, żeby w końcu nic z tego nie wyszło. Bo wtedy strach tylko rośnie, a rynek i potrzeby ludzi się zmieniają. I nagle pomysł, który ktoś miał, już do niczego nie pasuje. Dlatego zawsze mówię: myśl, ale w końcu wejdź do tej wody. Lider powinien czuć, że robi wszystko, żeby podjąć najlepszą możliwą decyzję. A jeśli coś okaże się nie do końca trafione, to wtedy się to po prostu koryguje i ulepsza.
Po ponad dwóch dekadach prowadzenia biznesu – jak wygląda Pani proces podejmowania najważniejszych decyzji?
Beata Drzazga: Zawsze są analizy. Nie ma tak, że nagle mówię „aha, robię to” i działam bez przygotowania. Uwielbiam szybkie decyzje, ale one są szybkie tylko wtedy, gdy wiem, że zebrałam wszystkie niezbędne informacje. Najpierw pytam specjalistów, sprawdzam dane, oceniam ryzyko. Dopiero potem przychodzi moment decyzji – i wtedy mogę działać zdecydowanie. Bo biznes to ciągłe pytanie: czy ryzyko, które podejmuję, przyniesie realny efekt? Czy jest warte poniesionych kosztów? Nawet po ponad 20 latach wciąż muszę mieć kilka rzeczy przeanalizowanych, m.in. z zespołem finansowym, żeby dokładnie wiedzieć, na czym stoję.
Czy były sytuacje, w których intuicja poprowadziła Panią w innym kierunku niż logika albo rady ekspertów – i okazało się to sukcesem?
Beata Drzazga: Tak, kilka razy. Na przykład doradzano mi, żebym zamknęła niektóre filie – bo nie były rentowne. Logika podpowiadała, że tak trzeba zrobić, ale ja czułam, że powinnam je zostawić i rozwijać. Wiedziałam, że chwilowo będę traciła pieniądze, ale przeanalizowałam, czy stać mnie na takie ryzyko – i zdecydowałam, że warto. Po dwóch latach okazało się, że moja intuicja miała rację: NFZ wprowadził kontrakty premiujące firmy, które już miały filie w danym województwie. Ci, którzy je zamknęli, mieli później mniej punktów w konkursach. Wyszło na to, że upór się opłacił.
Czyli intuicja jest dla Pani realnym narzędziem w biznesie?
Beata Drzazga: Bardzo. To ogromna wartość – ale zawsze w połączeniu z rozsądkiem. Trzeba znaleźć złoty środek. Nie można działać w sposób całkowicie szalony, ale też nie można całkowicie odciąć się od wewnętrznego głosu. Intuicja daje przewagę, szczególnie kiedy dane i analizy nie pokazują całego obrazu.
I jeszcze może ostatnia rzecz – czy intuicji można się nauczyć? I czy w ogóle wpływa ona na kreowanie wizji, zwłaszcza przy planowaniu strategii długofalowej? Bo przecież mówi się o biznesmenach-wizjonerach – czy oni bardziej ufają swojej intuicji, czy chłodnej analizie?
Beata Drzazga: Intuicję, moim zdaniem, można rozwijać, choć może ktoś inny powie inaczej. Dla mnie to coś, co wyrabia się przez doświadczenie, przez sytuacje, w których decydujesz się jej zaufać i sprawdzasz, czy dobrze ci podpowiedziała. To trochę jak na giełdzie – musisz podjąć decyzję, ryzykujesz lub nie, i z czasem uczysz się wyczuwać, co jest słuszne. Jedni w takich momentach szybko panikują, inni zachowują spokój.
Ale nie da się intuicji „włączyć”. Jeśli ktoś jej nie ma, będzie przez całe życie kierował się wyłącznie procedurami – i znam takie osoby. Nie nadawały się do prowadzenia firmy, za to świetnie sprawdzały się w strukturach państwowych, gdzie decyzji nie trzeba było podejmować samodzielnie, a odpowiedzialność była mniejsza.
Wizjonerem trzeba się urodzić. Potrzebna jest pasja, potrzeba tworzenia, taka wewnętrzna siła, która pcha cię do realizacji pomysłów. Wtedy masz wizję, idziesz za nią – i to jest twoja intuicja, twoja misja, coś do spełnienia. Czasem ludzie odkrywają to w sobie dopiero w trakcie życia zawodowego. Ja też tak miałam – w pewnym momencie poczułam, że monotonia mnie dławi, że chcę czegoś więcej.
Już jako dziecko marzyłam o tym, że coś stworzę, że wymyślę coś swojego. Świat rozwija się, bo ludzie realizują pomysły. Myślałam: „A co ja mogę wymyślić?”. I dziś cieszę się, że mogłam w swoim życiu stworzyć jeszcze lepszą formę kliniki – miejsca, w którym łączę różne funkcje, różne potrzeby. Chciałam, by pacjent miał nie tylko dobrą opiekę, ale i wszystko, czego potrzebuje w jednym budynku – specjalistów różnych dziedzin, piękne otoczenie, kaplicę, ogród, przestrzeń do spotkań. Chciałam, by starsi ludzie spotykali młodych, by w tym samym miejscu była i troska, i radość życia. W każdej firmie, którą prowadzę, spełniam kolejne elementy tej wizji. Każdy nowy projekt to nowe łączenie analizy z pasją, intuicją i sercem.
To tylko życzyć, by kolejne projekty udawały się tak samo dobrze jak dotychczas – i by ta intuicja nadal panią prowadziła.
Beata Drzazga: Tego sobie i innym też życzę – żebyśmy się rozwijali i żeby intuicja nigdy nas nie zawodziła.
Rozmawiała Barbara Sadkowska