Z Sylwią Bugajską-Grajczyk, właścicielką SBG Transport sp. z o.o. rozmawiała Barbara Sadkowska
SBG Transport | Biznes | Wydanie 154
Co sprawia obecnie największe trudności, jeżeli chodzi o funkcjonowanie w branży TSL?
Prawdziwym utrapieniem są często i radykalnie zmieniające się przepisy. Mamy bardzo rozbudowaną administrację przy każdym zleceniu – potrzeba wielu zaświadczeń, oświadczeń, deklaracji, zeznań i wszelkich innych dokumentów. Co więcej, rozbudowana papierologia nie dotyczy tylko nas jako operatora, ale również naszych kierowców. Kolejne trudności generuje – paradoksalnie – postępująca cyfryzacja. To dobry kierunek zmian, jednak przepisy prawa funkcjonują w realiach analogowych. Czasem zostajemy postawieni w sytuacji, że pewne rozwiązanie jest przygotowane na rzeczywistość cyfrową, a przepisy na analogową – i jakoś musimy z tego wybrnąć.
Dalej: w branży transportowej brakuje 140 tys. kierowców – i to mówimy jedynie o rynku polskim. Trudno „załatać” tak duże niedobory kadrowe – brakuje nie tylko doświadczonych pracowników, ale również ludzi chcących się nauczyć zawodu. Praca kierowcy jest ciężką, fizyczną pracą, przy tym z bardzo wysokim parametrem stresu.
Czy w branży TSL da się prowadzić biznes oparty na wartościach?
Bardzo chcę wierzyć, że prowadzenie biznesu opartego na wartościach jest możliwe. Ufamy, że to co robimy ma sens, a utrzymanie wysokiej jakości usług oraz rzetelność to wyróżniki, które są naszymi gwarantami na przyszłość. Oczywiście nie żyjemy w oderwaniu od rzeczywistości i zdajemy sobie sprawę, że „rekiny” tej branży mogą nas pożreć i że będzie trudno z nimi konkurować. Natomiast wiemy, że biznes jest tworzony przez ludzi i ważny jest dla nas odbiorca końcowy – człowiek, który oczekuje od nas jakości i rzetelności, a to te wartości są i będą kluczowe, a nie tabelki czy wyniki.
Jak oceniasz obecną sytuację na rynku? Co jest wyzwaniem dla Ciebie jako menedżerki?
Nie można powiedzieć, aby aktualna sytuacja była stabilna, ale jesteśmy w momencie, w którym odbiliśmy się od dna. Wyciągnęliśmy wnioski z ostatnich zdarzeń, tj. covid, postpandemiczne zerwane łańcuchy dostaw, wojna – stawienie czoła tym doświadczeniom zbudowało nas jako firmę i jako zespół. Jednocześnie jesteśmy świadomi, że taka sytuacja z makroekonomicznego punktu widzenia nie może się powtórzyć.
Poza tym nie mamy ludzi do pracy. Zmieniło się podejście do pracy jako takiej, wśród młodych ludzi widzę mniejsze zaangażowanie w budowanie wspólnego sukcesu. Do tej pory jako menedżerka miałam do czynienia z osobami, które chciały zostać ekspertami w swojej dziedzinie, miały ambicję oraz były zaangażowane w obowiązki – za tym szły zarówno pieniądze, jak i prestiż. Natomiast obecnie obserwuję, że pracę sprowadza się do szarego, nudnego obowiązku oraz wypłaty. Dominuje postawa „należy mi się”, a brakuje „zależy mi”.
Wyobraźmy sobie, że żyjemy w idealnym świecie, bez kataklizmów i nagłych zmian w przepisach – co w perspektywie pięciu lat chciałabyś zrobić u siebie w firmie?
Chciałabym zwiększyć wolumen taboru i mieć pełną obsadę pracowniczą. Zanim zaczęły się kryzysy, o których rozmawiałyśmy, mieliśmy plan otworzenia profesjonalnej myjni samochodowej – przeznaczoną dla plandek, cystern, samochodów towarowych z branży spożywczej czy chemicznej. Na razie jednak nie snuję długofalowych planów inwestycyjnych – brak stabilnych przepisów oraz obawa czy te, które są, nie wywrócą się do góry nogami z dnia na dzień. Mam nadzieję, że jak najszybciej nastaną takie czasy, że będzie można znów odważnie planować i tworzyć śmiałe inwestycje.