„Polskie górnictwo cieszy się bardzo dobrą renomą i wysoką pozycją w świecie” – wywiadu udzielił Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej
Biznes | Wydanie 160 | GIPH
W Polsce mamy kilka tysięcy firm z tzw. branży okołogórniczej – producentów maszyn i urządzeń górniczych oraz dostawców towarów i usług. Są to różnego rodzaju specjalistyczne firmy, niejednokrotnie unikatowe w skali globalnej.
Według danych Agencji Rozwoju Przemysłu w I kw. br. polskie górnictwo węgla kamiennego wygenerowało ogółem 642 mln zł straty. Co więcej, oprócz wzrastających kosztów, zmniejsza się także wydobycie – i to w znacznie szybszym tempie niż wcześniejsze plany rządowe. Jakie perspektywy stoją – Pana zdaniem – przed branżą?
Niestety strata górnictwa systematycznie się powiększa i wcale mnie to nie dziwi. Wzrastającym kosztom towarzyszy spadek wydobycia, do którego spółki węglowe są zobligowane przez właściciela. Co więcej, nadal priorytetem dla nich jest zachowanie spokoju społecznego za wszelką cenę, co oznacza spełnianie większości postulatów związków zawodowych związanych ze wzrostem płac. W tej sytuacji trudno oczekiwać poprawy wyników finansowych. Przy takiej, jaką mamy, strukturze kosztów wydobycia, w której przeważają koszty stałe, należałoby postępować zupełnie odwrotnie. Mianowicie – zwiększać wydobycie, czyli, jak to kiedyś bywało, fedrować siedem dni w tygodniu, zintensyfikować sprzedaż w tym także na eksport i redukować koszty pracy.
Co do perspektyw dla szeroko rozumianej branży, to nie wierzę w szybką likwidację górnictwa, tak ochoczo wieszczoną przez niektórych. Czy się to komuś podoba, czy nie, nasza energetyka jeszcze przez wiele lat będzie oparta na węglu i to paliwo będzie nam potrzebne. Nie wyobrażam sobie, abyśmy całkowicie uzależnili się od importu tego surowca. Jeżeli właściciel nie zmieni polityki wobec branży i nie wesprze radykalnych działań restrukturyzacyjnych, to górnictwo cały czas będzie pogłębiało straty, funkcjonując tylko i wyłącznie dzięki pomocy publicznej.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że wsparcie dla spółek węglowych jest znacznie niższe od kwot, jakie wpłacają one z tytułu obciążeń publicznoprawnych. W I półroczu tego roku wyniosły one ponad 4,4 mld zł., a pomoc publiczna w tym samym czasie ok. 3,3 mld zł. Miejmy to na uwadze, że szybka likwidacja górnictwa oprócz poniesienia olbrzymich kosztów bezpośrednio z tym związanych, spowodowałaby także znaczący ubytek dochodów publicznych.
Wiele firm od dekad zajmujących się usługami dla przemysłu wydobywczego w ostatnich latach poszerza swoją działalność. Lata doświadczeń działalności w trudnych warunkach pozwalają na wprowadzenie sprawdzonych usług, czy produktów do innych branż przemysłowych. Czy z Pańskich obserwacji wynika, że spółki łatwo dostosowują się do takich zmian?
W Polsce mamy kilka tysięcy firm z tzw. branży okołogórniczej – producentów maszyn i urządzeń górniczych oraz dostawców towarów i usług. Są to różnego rodzaju specjalistyczne firmy, niejednokrotnie unikatowe w skali globalnej. Bez wątpienia jesteśmy w tej dziedzinie jednym ze światowych liderów. Już od kilku lat obserwujemy wśród członków Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej znaczącą dywersyfikację profilu działalności.
W większości przypadków nie polega ona na całkowitej eliminacji produkcji dla górnictwa, ale na rozwijaniu innych gałęzi produktów. Mamy w Izbie przedsiębiorstwa, które chcą inwestować w fotowoltaikę, w pompy ciepła, w farmy wiatrowe czy też chcą podjąć produkcję maszyn i urządzeń na potrzeby odnawialnych źródeł energii.
Firmy starają się przekwalifikowywać swoich pracowników i tworzyć dla nich nowe miejsca pracy. Jest to z pewnością czas wielkich zmian i trudnych decyzji. Branża okołogórnicza stoi wobec wyboru: albo z częścią swojej produkcji wyjść poza górnictwo, albo przy zachowaniu dotychczasowego górniczego profilu, kierować większość produkcji na eksport. Oprócz Unii Europejskiej praktycznie cały świat bazuje bowiem na węglu, zwiększa się zarówno wydobycie, jak i zużycie tego surowca.
Budowane są w chwili obecnej setki elektrowni węglowych i nic nie wskazuje na to, by dekarbonizacyjna polityka Unii Europejskiej zyskać miała entuzjastów w innych zakątkach globu. Moim zdaniem największą szansą na przetrwanie i rozwój polskich firm okołogórniczych są właśnie te rynki, gdzie wydobywanie surowców nadal ma status przemysłu przyszłości.
Inna kwestia: Europa stara się minimalizować sektor wydobywczy, jednak na innych kontynentach, tak jak to Pan powiedział, górnictwo się prężnie rozwija. Czy polskie firmy w wystarczający sposób oferują swoje usługi za granicą? Jakie są doświadczenia członków Izby w tym zakresie?
W mojej opinii Europa nie tyle stara się minimalizować sektor wydobywczy, co całkowicie go zlikwidować. I to w sytuacji postępującego uzależnienia unijnej energetyki od dostaw surowców energetycznych z zewnątrz takich jak: węgiel, ropa i gaz. Unia Europejska w ciągu ostatnich lat w ogromnym stopniu uzależniła się od dostaw tych strategicznych paliw z różnych zakątków świata.
Dobrym przykładem inicjatywy wspierającej wejście naszych firm na nowe rynki zbytu jest zacieśnianie współpracy między Polską a Indiami. Kilka miesięcy temu miałem okazję uczestniczyć w misji gospodarczej do tego kraju, rozmawiać zarówno z Ministrem Energii, jak i z władzami jednego z największych na świecie producentów węgla – Coal India, który wydobywa około miliarda ton węgla rocznie. Jest to wielki rynek zbytu dla naszych firm okołogórniczych i nie tylko, bo myślę, że polskie know how związane z rozpoznawaniem złóż, budową kopalń i samą eksploatacją stanowić może również dobry „towar eksportowy”.
Tym bardziej cieszy mnie fakt, że podczas zbliżających się targów Expo Katowice podpiszemy list intencyjny, powołujący do życia Polskie Konsorcjum Produkcyjno-Inżynieryjne dla wspólnej ekspansji na rynek Indii. W kontaktach handlowych między takimi krajami, jak Polska i Indie, nie do przecenienia jest wsparcie polityczne. Strona indyjska zwraca wielką uwagę na to, czy nasze organy rządowe i samorządowe wspierają producentów maszyn i urządzeń oraz dostawców górniczych towarów i usług.
Przy dobrej atmosferze politycznej, dużo łatwiej jest robić tam interesy. Dobrze, że w ubiegłym tygodniu gościliśmy w Polsce premiera Indii Narendrę Modiego. Na targach ma być obecna polska Minister Przemysłu, Ambasador Indii i inne znakomite osobistości oraz szereg firm i instytucji związanych z górnictwem, które mogą z powodzeniem sfinansować promocję polskich wyrobów w Indiach.
Podczas szeregu misji gospodarczych, które Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa od ponad trzech dekad z powodzeniem organizuje, niejednokrotnie mieliśmy okazję przekonać się, że polskie górnictwo cieszy się bardzo dobrą renomą i wysoką pozycją w świecie. Jeszcze nie tak dawno temu co dziewiąta maszyna pracująca w światowym przemyśle wydobywczym pochodziła z Polski.
Mimo nieprzychylnego nastawienia instytucji europejskich, polskie górnictwo to bez wątpienia przemysł 4.0, z ambicjami na 5.0. Dysponujemy najnowszymi, wręcz kosmicznymi, technologiami, które są stosowane w podziemiach kopalń. Możemy się pochwalić poprawą zarówno warunków bezpieczeństwa pracy, jak i różnego rodzaju usprawnieniami, prowadzącymi do coraz powszechniejszego zastępowania człowieka maszyną.
Powtórzę to raz jeszcze: dla współpracy z takimi krajami, jak Indie, Indonezja, Chiny, czy Wietnam, niezbędne jest silne wsparcie polityczne przedstawicieli naszego państwa. Firmy działające w odosobnieniu mają bowiem bardzo małe szanse zaistnieć w porównaniu do swojej konkurencji, która może liczyć na stałą pomoc swoich rządów i instytucji finansowych.
Polskie górnictwo to bez wątpienia przemysł 4.0 – z ambicjami na 5.0. Dysponujemy najnowszymi, wręcz kosmicznymi technologiami, które są stosowane w podziemiach kopalń.